Zagłada Żydów w MarkowejZagłada Żydów w Markowej – eksterminacja żydowskich mieszkańców wsi Markowa na Podkarpaciu dokonana przez okupantów niemieckich w czasie II wojny światowej. Przed wojną w Markowej mieszkało około 120 Żydów, przy czym w pierwszym okresie okupacji ich liczba zmniejszyła się na skutek ucieczek i przymusowych przesiedleń. Po rozpoczęciu akcji „Reinhardt” większość miejscowych Żydów zaczęła się ukrywać. Znaczna ich liczba została jednak wyłapana i wymordowana przez niemiecką żandarmerię i polską granatową policję, między innymi podczas obławy w grudniu 1942 roku. Przedmiotem kontrowersji pozostaje skala uczestnictwa miejscowej ludności polskiej w tropieniu Żydów. Po zakończeniu wojny z terenu Markowej ekshumowano szczątki 49 Żydów. W marcu 1944 roku Niemcy zamordowali ośmioosobową rodzinę Ulmów, która udzielała schronienia żydowskim uciekinierom. Niemniej wyzwolenia doczekało 21 Żydów, którzy byli ukrywani przez polskie rodziny z Markowej. Dziewięcioro mieszkańców wsi odznaczono medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. GenezaW okresie II Rzeczypospolitej Markowa była siedzibą gminy w powiecie przeworskim. W czasie II wojny światowej liczyła około 4,5 tys. mieszkańców[1]. Przed wojną w Markowej mieszkało około 30 rodzin żydowskich, łącznie około 120 osób[2]. W tym czasie w całym powiecie przeworskim mieszkało 3405 Żydów, a w sąsiednim powiecie łańcuckim – ponad 6 tys.[3] Większość markowskich Żydów, poza dwiema rodzinami uprawiającymi rolę, utrzymywała się z handlu. Żydowskie gospodarstwa były rozproszone po całej wsi[a][1]. Oddziały Wehrmachtu zajęły Markową 9 września 1939 roku[4]. Wkrótce po rozpoczęciu niemieckiej okupacji powiat przeworski wraz z powiatem łańcuckim uległy likwidacji i zostały wcielone w skład powiatu jarosławskiego Generalnego Gubernatorstwa. Markowa pozostała jednak siedzibą gminy. We wsi zorganizowano około 3–5 osobowy posterunek granatowej policji. Jego komendantem był Konstanty Kindler – volksdeutsch z Wielkopolski, znany z brutalności i gorliwości w wykonywaniu niemieckich poleceń. Posterunek w Markowej podlegał niemieckiej żandarmerii z posterunku w Łańcucie. W latach 1941–1944 posterunkiem tym dowodził por. Eilert Dieken[5]. Ze względu na fakt, że Markowa i sąsiednie gminy znajdowały się w bezpośrednim sąsiedztwie linii demarkacyjnej III Rzesza – ZSRR, Niemcy jeszcze przed zakończeniem kampanii wrześniowej podjęli próbę wypędzenia miejscowych Żydów do sowieckiej strefy okupacyjnej. 22 września 1939 roku nakazano im przenieść się w trybie natychmiastowym za Bug[2]. W konsekwencji przymusowych transferów ludności, lecz także dobrowolnych ucieczek na wschód, liczba Żydów zamieszkujących w powiecie jarosławskim wynosiła pod koniec 1940 roku zaledwie 6 tys. osób[b][3]. W Markowej część Żydów opuściła swoje domy, większość zdecydowała się jednak pozostać na miejscu[2]. Latem 1942 we wsi przebywało prawdopodobnie kilkudziesięciu Żydów[6]. W latach 1939–1942, podobnie jak w innych regionach okupowanej Polski, markowscy Żydzi padali ofiarą dyskryminacji i prześladowań. Władze niemieckie narzuciły im przymus pracy i obowiązek noszenia opasek z gwiazdą Dawida. Ludność żydowską dotykały także rozmaite konfiskaty i rekwizycje[2]. Ponadto jeszcze przed sierpniem 1942 roku Niemcy zamordowali w Markowej co najmniej siedmiu Żydów. Ich zwłoki pogrzebano w ogrodzie Bienia Millera[7]. Akcja „Reinhardt”„Przesiedlenie” i „Judenjagd”17 marca 1942 roku, wraz z przybyciem do obozu śmierci w Bełżcu pierwszych transportów z Lublina i Lwowa, rozpoczęła się zagłada ludności żydowskiej w Generalnym Gubernatorstwie, której Niemcy nadali kryptonim akcja „Reinhardt”[8]. Żydów z Markowej zobowiązano, aby w terminie do 30 kwietnia złożyli wnioski o wydanie kenkart. Ewidencja ludności żydowskiej miała w zamyśle Niemców ułatwić jej późniejszą deportację do obozów zagłady[9]. Powiat jarosławski został objęty akcją „Reinhardt” pod koniec lipca[3] lub w sierpniu[6][10] 1942 roku. Miejscowych Żydów gromadzono w obozie przejściowym w Pełkiniach, skąd następnie byli wywożeni do obozu zagłady w Bełżcu. Między 1 a 16 sierpnia z Pełkiń wywieziono do Bełżca około 8 tys. osób[10]. Część Żydów osadzonych w Pełkiniach zamordowano w lasach pod Wólką Pełkińską[9]. Egzekucje towarzyszyły także likwidacji gett. Niemcy często mordowali na miejscu osoby niezdolne do transportu, przede wszystkim dzieci i starców. Doraźnie rozstrzeliwali także żydowskich mieszkańców niektórych mniejszych wsi i osad[3]. W sierpniu Niemcy zakazali Żydom dalszego przebywania w Markowej. Na „przesiedlenie” zgłosiło się jednak bardzo niewielu Żydów, prawdopodobnie nie więcej jak 6–8 osób[6]. Były to w większości osoby starsze[9]. Zostały one zabrane jedną furmanką do Łańcuta[11], a następnie podzieliły los mieszkańców tamtejszego getta[c][9]. Kilkudziesięciu Żydów, którzy zdecydowali się zignorować niemieckie zarządzenia, było odtąd zmuszonych się ukrywać. Niektórzy znaleźli schronienie u polskich rolników, inni bez wiedzy gospodarzy pomieszkiwali w stodołach i stajniach lub koczowali na okolicznych polach i w lasach. Ci ostatni pojawiali się niekiedy we wsi, aby prosić o żywność lub krótkotrwały nocleg[6]. Uciekinierów tropiła niemiecka żandarmeria i polska granatowa policja, Między sierpniem a grudniem 1942 roku w okolicach Markowej schwytano i zastrzelono od kilku do kilkunastu Żydów. Część zginęła z rąk policjanta Konstantego Kindlera. Ponadto co najmniej jedna ukrywająca się Żydówka zmarła z wycieńczenia. Inny Żyd, który nie znalazł odpowiedniej kryjówki i w obliczu zbliżającej się zimy, uznał, że dalsze ukrywanie się nie ma sensu, zgłosił się dobrowolnie na posterunek policji[12]. Obława 13 grudnia 1942 rokuPod koniec jesieni 1942 roku Niemcy zintensyfikowali działania, których celem było wyłapanie Żydów ukrywających się w okolicach Łańcuta[7]. Do tropienia uciekinierów, podobnie jak w innych regionach okupowanej Polski, zaangażowano polską administrację najniższego szczebla oraz członków straży wiejskich. Sołtysi i ludność nie mogli się uchylić od uczestnictwa bez narażania się na najsurowsze represje[13]. Na początku grudnia 1942 roku obławę na ukrywających się Żydów przeprowadzono w Husowie. Niedługo później władze okupacyjne zobowiązały sołtysa Andrzeja Kuda do zorganizowania podobnej obławy w Markowej[7]. W niedzielę 13 grudnia 1942 roku sołtys Kud publicznie ogłosił przed miejscowym kościołem, że tego dnia odbędzie się we wsi poszukiwanie Żydów[7]. Zdaniem Mateusza Szpytmy uczynił to celowo, aby ostrzec gospodarzy, którzy ukrywali Żydów i dać im czas na podjęcie środków ostrożności[7][14]. W obławie wzięło udział co najmniej 26 miejscowych Polaków[15]. Byli to przede wszystkim członkowie ochotniczej straży pożarnej i warty gromadzkiej[15]; na czele tych formacji stali w tym czasie odpowiednio Franciszek Homa i Andrzej Rewer[16]. Niewykluczone, że w poszukiwaniach uczestniczyli także funkcjonariusze granatowej policji oraz zwykli mieszkańcy wsi. Tego dnia w Markowej i w jej bezpośrednim sąsiedztwie ujęto od kilkunastu do dwudziestu pięciu Żydów. Według Jakuba Einhorna – Żyda z Markowej, któremu udało się przeżyć niemiecką okupację – schwytano siedemnaście osób. Liczbę tę Szpytma uznaje za „najbliższą prawdy”[15]. Noc z 13 na 14 grudnia schwytani Żydzi spędzili w areszcie gminnym. Następnego dnia z Łańcuta przybyli funkcjonariusze niemieckiej żandarmerii, którzy rozstrzelali wszystkich zatrzymanych na dawnym okopie, wykorzystywanym również jako grzebowisko zwierząt. Nie wiadomo, czy podobne obławy były przeprowadzane w Markowej w późniejszym okresie[17]. Według Einhorna uczestniczący w obławie Polacy mieli wykazywać się znaczną gorliwością, a wręcz brutalnością[18]. Schwytani Żydzi byli bici, a później przez całą noc poddawano ich torturom w areszcie gminnym[19]. Ofiarom odebrano także wszystkie posiadane ubrania i przedmioty. Einhorn twierdził ponadto, że śmierci na „okopie” uniknęła młoda Żydówka, która ukrywała się wraz z bratem w gospodarstwie Józefa Dołęgi. Kobieta miała później zostać wielokrotnie zgwałcona przez dwóch strażaków, a gdy zaszła w ciążę, zabrano ją wraz z bratem w nieznanym kierunku i najprawdopodobniej zamordowano[20]. Wiarygodność relacji Einhorna bywa kwestionowana. Sądy, przed którymi toczyły się po wojnie procesy przeciwko mieszkańcom Markowej oskarżonym o współudział w zbrodniach na ludności żydowskiej, nie uznały jego zeznań za w pełni wiarygodne[21]. Szpytma twierdzi ponadto, że wydarzenia, o których pisał Einhorn mogły mieć miejsce w innej miejscowości i nie jest przy tym pewne, że ich przebieg był rzeczywiście taki, jak to przedstawił ocalały. Odrzuca jednocześnie oskarżenia, że Żydzi ujęci w Markowej podczas obławy 13 grudnia byli torturowani, jego zdaniem nie doszło również do gwałtu na żydowskiej kobiecie[22]. Jego zdaniem dostępne źródła nie pozwalają „stawiać zdecydowanych tez dotyczących skali zaangażowania konkretnych osób w wykonywanie niemieckich rozkazów”, w tym rozstrzygnąć, w jakim stopniu udział poszczególnych osób w obławie był spowodowany obawą przed niemieckimi represjami, a w jakim stopniu był ich osobistą inicjatywą[d][23]. O prawdziwości relacji Einhorna przekonani są natomiast Jan Grabowski i Dariusz Libionka[24]. Według Szpytmy znany jest tylko jeden przypadek zamordowania ukrywanego Żyda przez mieszkańca Markowej. Ofiarą miał być Israel Tohym, który załamał się psychicznie i zaczął stwarzać zagrożenie dla ukrywającego go Polaka. Do zabójstwa miało dojść w 1943 roku lub na początku 1944 roku[22]. Mord na rodzinie UlmówJednym z mieszkańców Markowej, którzy pomagali ukrywającym się Żydom, był Józef Ulma. Pod koniec 1942 roku wraz z żoną Wiktorią przyjął pod swój dach ośmioro Żydów: pięciu mężczyzn z rodziny Goldmanów/„Szallów” z Łańcuta (ojca i czterech synów) oraz zamężne córki Chaima i Estery Goldmanów z Markowej: Gołdę (Genię) Grünfeld i Leę Didner wraz z małą córeczką o nieznanym imieniu[25]. Półtora roku później Ulmowie zostali zadenuncjowani, najprawdopodobniej przez granatowego policjanta Włodzimierza Lesia, który zagarnął majątek rodziny „Szallów” i zamierzał pozbyć się jego prawowitych właścicieli. 24 marca 1944 roku do Markowej przybyli niemieccy żandarmi i granatowi policjanci z Łańcuta. Niemcy rozstrzelali Józefa i Wiktorię Ulmów, a także ich szóstkę dzieci, z których najstarsze liczyło osiem lat, a najmłodsze – półtora roku. W chwili śmierci Wiktoria była w zaawansowanej ciąży. Razem z Ulmami zginęli wszyscy ukrywani Żydzi[26]. Inne przypadki ukrywania Żydów w MarkowejUlmowie nie byli jedyną rodziną, która pomagała żydowskim uciekinierom. Do 27 lipca 1944 roku, kiedy to Markowa została zajęta przez Armię Czerwoną, w ukryciu przetrwało 21 Żydów[27]. Wśród osób, które ukrywały Żydów w Markowej, byli[28][29]:
Medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” zostali odznaczeni Antoni i Dorota Szylarowie z córkami Zofią i Heleną (1992) oraz Julia i Józef Barowie z córką Janiną (1999)[30]. EpilogW 1947 roku na terenie Markowej prowadzone były prace ekshumacyjne. Ekshumowano wtedy szczątki 49 Żydów, przy czym 34 zwłoki odnaleziono na „okopie”, osiem przy domu Ulmów, a siedem w ogrodzie Bienia Millera. Wszystkie zwłoki pogrzebano na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Jagielle–Niechciałkach[31]. Mord na rodzinie Ulmów z Markowej stał się symbolem martyrologii Polaków mordowanych przez Niemców za niesienie pomocy Żydom. W 1995 roku Józef i Wiktoria zostali pośmiertnie odznaczeni medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”[32]. 17 marca 2016 roku w Markowej otwarto Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów[33]. Odpowiedzialność sprawcówPo zakończeniu wojny organy ścigania Polski Ludowej prowadziły śledztwa przeciwko mieszkańcom Markowej oskarżonym o współudział w zbrodniach na ludności żydowskiej. Od początku jednym z głównych podejrzanych był Andrzej Rewer – w czasie wojny komendant miejscowej warty gromadzkiej. Pierwsze śledztwo wszczęto przeciw niemu w 1949 roku, lecz wyrokiem z 23 maja 1950 roku sąd apelacyjny w Rzeszowie uniewinnił go od wszystkich zarzutów. Już we wrześniu 1950 roku, najprawdopodobniej na podstawie zeznań Jakuba Einhorna, aresztowano jednak Wojciecha Krauza, Antoniego Bara i Michała Szpytmę[34]. Wznowione zostało także śledztwo przeciwko Rewerowi. Ten początkowo się ukrywał, lecz w lipcu 1951 roku został zatrzymany w Krakowie. Kilka miesięcy później Sąd Najwyższy na wniosek prokuratury zgodził się wznowić prowadzone przeciw niemu postępowanie karne[35]. Łącznie śledztwem objęto 26 mieszkańców Markowej. Gromadzeniu dowodów towarzyszyły jednak liczne trudności, a prokurator odnotował, że podczas przesłuchiwania świadków i oskarżonych natrafił na „solidarną obronę polegającą na zgodnym obciążeniu osób ukrywających się lub umarłych”[36]. Drugi proces Rewera toczył się przed sądem wojewódzkim w Rzeszowie wiosną 1952 roku. Ostatecznie wyrokiem z 21 kwietnia tegoż roku oskarżony został oczyszczony z wszystkich zarzutów. Było to spowodowane przede wszystkim faktem, iż sąd uznał zeznania Jakuba Einhorna, który był głównym świadkiem oskarżenia, za niewystarczająco wiarygodne. Ten ostatni w trakcie procesu konsekwentnie podtrzymywał jednak swoją wersję wydarzeń[37]. Zdaniem Grabowskiego i Libionki sąd nie dał mu wiary, gdyż mieszkańcy Markowej, którzy występowali w charakterze świadków, solidarnie ochraniali oskarżonych i podważali zeznania ocalałego Żyda[38]. Szpytma wskazuje z kolei, że w trakcie procesu wykazano, że niektóre wydarzenia, których Einhorn rzekomo był naocznym świadkiem, znał on w rzeczywistości wyłącznie z relacji osób trzecich[21]. Ponadto po przeprowadzeniu wizji lokalnej sąd uznał, że ze swojej ówczesnej kryjówki Einhorn nie mógł dokładnie obserwować aresztu gminnego, do którego zaprowadzono Żydów ujętych 13 grudnia 1942 roku[39]. Żadne z pozostałych postępowań prowadzonych przeciwko mieszkańcom Markowej nie zakończyło się wydaniem prawomocnego wyroku skazującego[21]. 4 maja 1951 roku sąd wojewódzki w Rzeszowie skazał Wojciecha Krauza na karę sześciu lat pozbawienia wolności. Dwóch pozostałych oskarżonych – Antoniego Bara i Michała Szpytmę – uniewinniono. W październiku 1953 roku Sąd Najwyższy na wniosek obrońcy skazanego unieważnił jednak wyrok i skierował sprawę Krauza do ponownego rozpatrzenia. Wznowione postępowanie zakończyło się uniewinnieniem oskarżonego (1954). Wydając wyrok uniewinniający, sąd kierował się wcześniejszym rozstrzygnięciem w sprawie Andrzeja Rewera[40]. W lipcu 1953 roku aresztowani zostali Andrzej Kud (były sołtys) i Stanisław Orzechowski. W listopadzie tegoż roku umorzono jednak prowadzone przeciwko nim śledztwo[41]. W 1954 roku umorzone zostało także śledztwo przeciwko innemu mieszkańcowi Markowej, Franciszkowi Hawro[42]. Konstanty Kindler – komendant posterunku granatowej policji w Markowej, później funkcjonariusz niemieckiej żandarmerii – został w 1947 roku skazany przez sąd okręgowy w Radomiu na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Wyrok nie dotyczył jednak zbrodni, które skazany popełnił w czasie służby w Markowej. Kindler został zwolniony z więzienia w 1955 roku[5]. Śledztwo w sprawie zbrodni na Żydach i Polakach popełnionych w okupacyjnym powiecie jarosławskim było także prowadzone przez prokuraturę w Dortmundzie. Obiektem zainteresowania zachodnioniemieckich śledczych był m.in. komendant posterunku żandarmerii w Łańcucie por. Eilert Dieken. Śledztwo zostało jednak umorzone w 1971 roku, a żadnemu z żandarmów pełniących służbę w Łańcucie nie postawiono zarzutów. Śledczy ustalili m.in., że Dieken zmarł wiele lat wcześniej z przyczyn naturalnych (1960)[5]. Jedynym żandarmem z posterunku w Łańcucie, który poniósł odpowiedzialność karną za zbrodnie popełnione na ludności polskiej i żydowskiej, był pochodzący z Czechosłowacji Josef Kokott. W 1957 roku został aresztowany na terenie Czechosłowacji, a następnie poddany ekstradycji do Polski. Wyrokiem sądu wojewódzkiego w Rzeszowie z 30 sierpnia 1958 roku został skazany na karę śmierci. Rada Państwa PRL skorzystała jednak z prawa łaski i zamieniła karę na dożywotnie pozbawienie wolności, a następnie na 25 lat więzienia. Kokott zmarł w więzieniu w 1980 roku[43] . Uwagi
Przypisy
Bibliografia
|